House of Duty

Po małym wypadku przy pracy, jakim było "Call of Duty: Ghosts", seria wraca na właściwe tory. "Advanced Warfare" czerpie garściami nie tylko z dokonań swoich poprzedniczek, ale i z tego, co w
Poniższa recenzja dotyczy tylko trybu dla pojedynczego gracza. Nasze wrażenia z trybu Multiplayer przeczytacie za kilka dni.

Po małym wypadku przy pracy, jakim było "Call of Duty: Ghosts", seria wraca na właściwe tory. "Advanced Warfare" czerpie garściami nie tylko z dokonań swoich poprzedniczek, ale i z tego, co w międzyczasie pokazała konkurencja. Czasy, kiedy to Activision dyktowało warunki i pokazywało, jak mają wyglądać nowoczesne strzelanki, bezpowrotnie minęły. Ale to dobrze, bo jeśli efekty ich starań mają wyglądać tak jak tegoroczna odsłona, to chciałbym w tym miejscu podziękować EA za wydanie "Titanfalla". Bez waszej gry nowe "Call of Duty" mogłoby nie być tak dobre jak jest.



Do zeszłego roku włącznie układ w Activision był prosty. W jednym roku wychodzi "Call of Duty" od Infinity Ward, w kolejnym – od Treyarch. Każde studio miało na zrobienie swojej gry dwa lata, co może wydawać się masą czasu, jednak Activision uznało, że to za mało. Dlatego wydłużyło czas dewelopingu do trzech lat, zaś do swojej układanki dołożyło założone przez Glena Schofielda ("Dead Space") Sledgehammer Games. "Advanced Warfare" jest nie tylko ich pierwszym "Call of Duty", ale i pierwszą grą w serii, nad którą pracowano trzy lata. I jeśli jeszcze nie mieliście okazji zagrać, to musicie uwierzyć mi na słowo – to widać.



"Advanced Warfare" przenosi nas do roku 2054, całkiem nieodległej, ale przerażającej przyszłości. Wcielamy się w Jacka Mitchella, młodego marines, który podczas misji w Południowej Korei traci nie tylko swojego najlepszego przyjaciela, Willa, ale i lewą rękę. Te dwa wydarzenia doprowadzają nas do spotkania z Jonathanem Ironsem, prywatnie ojcem Willa, na co dzień zaś prezesem Atlas Corporation. Obietnica protezy ręki wykonanej w nieosiągalnej dla Amerykańskiej Armii technologii kusi naszego bohatera i chwilę później widzimy go już biegającego po polu bitwy w egzoszkielecie z wielkim logiem Atlasu. Warto tylko wspomnieć, że Atlas to prywatna firma militarna, tak więc walczymy po stronie tych, którzy nam za to po prostu zapłacą.



"Advanced Warfare" psuje trochę układ sił, do którego zostaliśmy przyzwyczajeni przez poprzednie odsłony. Zawsze po jednej stronie byliśmy my, dobrzy i niesamowici, Amerykanie. Po drugiej stronie celownika byli terroryści, najczęściej Rosjanie, bo im najprościej przyczepić metkę "tych złych". Tym razem jednak z jednej strony jest Atlas, zbieranina najlepszych najemników z całego świata, wyposażonych w technologię jutra i zabijających bez mrugnięcia okiem. Naszym wrogiem jest początkowo organizacja terrorystyczna KVA, kierowana przez niejakiego Hadesa. Człowieka, który chce nie tyle przejąć kontrolę nad światem, co przywrócić go do jego naturalnego stanu, czyli sprzed rozwoju technologii militarnej, komputerów, smartfonów, Naszej Klasy i Facebooka. Nie bez powodu napisałem "początkowo", bo im dalej, tym bardziej wszystko zaczyna się komplikować i psuć, zatraca się granica między dobrem i złem i tak na dobrą sprawę praktycznie do samego końca gry nie wiemy, czy na pewno gramy do dobrej bramki.



Największym komplementem, jaki można sprawić nowemu "Call of Duty", to pochwała fabuły. "Ghosts", "Black Ops 2" czy "Modern Warfare" rzucały w nas takimi idiotyzmami, że nawet mi, oddanemu fanowi serii opadały ręce. "Advanced Warfare" postawiłbym w moim rankingu zaraz obok genialnego "Black Ops". Całość trzyma się kupy, poza perełkami pokroju "Żyjemy po to, aby umrzeć", dialogi stoją na wysokim poziomie, a historia wciąga. Godzinę po ukończeniu "Ghosts" czy "Modern Warfare 3" nie pamiętałem, o co w nich chodziło. To, co dzieje się w nowym "CoDzie", zapada w pamięć.



Największych zmian doczekała się jednak mechanika gry. Wszystko kręci się tutaj wokół egzoszkieletu, który daje nam namiastkę supermocy. Podwójne skoki, niewidzialność, wysuwana nie wiadomo skąd tarcza, zwolnienie czasu czy zwiększona siła urozmaicają zabawę i dają nam namiastkę tego, jak fajny mógłby być "Titanfall", gdyby dostał tryb dla jednego gracza. Choć większość poziomów opiera się na standardowym parciu przed siebie i przebijaniu się przez kolejne fale przeciwników, to jak to w "Call of Duty" bywa, co chwila siadamy za sterami działka, staramy się uciec skuterem wodnym, sterujemy dronem i wspomagamy nasz oddział czy, tu niemałe zaskoczenie, skradamy się po opuszczonym szpitalu. Drony to nic nowego dla tej serii, bo mieliśmy z nimi małe spotkanie w "Ghostsach", jednak etap ostrzeliwania dronem przeciwników podczas najazdu na opanowaną przez KVA elektrownię, to mistrzowska nowość. Sledgehammer skroiło gameplay wręcz idealnie, dzięki czemu gdy wydaje się, że jeszcze chwilę, a jakaś monotonna czynność zacznie nas nudzić, twórcy robią zwrot o 180 stopni i wrzucają nam coś nowego. Angielskie wyrażenie "over the top" idealnie opisuje strukturę misji w nowym "Call of Duty".



Dużą nowością w serii jest również rozwijanie zdolności naszego bohatera. Jak już pewnie wiecie, przez cały czas gramy tu jedną i tą samą postacią – Jackiem Mitchellem. Twórcy postanowili wykorzystać ten fakt i nagradzać nas specjalnymi punktami za zabicie określonej liczby przeciwników, strzały w głowę czy zebrane znajdźki. Po każdej misji mamy na dole ekranu paski postępu dla każdego wyzwania i kiedy uda nam się je zapełnić, dostajemy punkt umiejętności, który możemy przeznaczyć na przykład na zmniejszenie odrzutu broni, większą odporność na eksplozje czy skrócenie czasu przeładowywania. Jest to oczywiście dodatkowa opcja, gra nie zmusza nas do korzystania z tego, jednak po paru misjach sami łapiemy się na tym, że zamiast strzelać na oślep, kucamy, by oddać parę strzałów w głowę i dostać ulepszenie egzoszkieletu.



Drodzy czytelnicy, wyjmijcie szampana, bo choć ciężko będzie Wam w to uwierzyć, to wiedzcie, że "Advanced Warfare" wreszcie działa na nowym silniku graficznym. Gra wreszcie wygląda jak tytuł nowej generacji. Jeśli graliście w "Ghosts" na PC czy PlayStation 4, to dobrze wiecie, co mam na myśli. Tekstury w wysokiej rozdzielczości, efekty cząsteczkowe, mimika twarzy, bogate, choć wąskie korytarze, po których się poruszamy – "Call of Duty" wreszcie weszło w nową erę. Najładniejsza jest oczywiście wersja na PC, choć aby się nią w pełni cieszyć, trzeba posiadać prawdziwego potwora pod biurkiem. Ja miałem okazję pograć w finalne, sklepowe wersje "Advanced Warfare" zarówno na Xbox One, jak i PlayStation 4. Xbox One trzyma animację w stałych 60 klatkach przez cały czas gry, jednak grafika jest renderowana w rozdzielczościach pomiędzy 1360x1080 a 1920x1080. Co to znaczy? Im więcej dzieje się na ekranie, tym bardziej spada rozdzielczość, zaś w zamkniętych pomieszczeniach mamy pełne 1080p. Tego problemu nie ma wersja na PlayStation 4, która przez cały czas wyświetla się w Full HD, dzięki czemu na ekranie mamy mniej ząbków i obraz jest ostrzejszy, jednak w niej zdarzają się spadki płynności animacji do 50 klatek na sekundę. Finalnie, wybrałem wersję na konsolę Sony, bo o ile spadki płynności są praktycznie nieodczuwalne, o tyle aliasing na znajdujących się nawet blisko nas obiektach mnie niesamowicie denerwuje. 



Dwa słowa: Kevin Spacey. To nim Activison od początku reklamowało nowe "Call of Duty" i było to dobre posunięcie, bo jego obecność dodaje całej produkcji więcej realizmu. Jeśli oczywiście możemy mówić o realizmie w grze, w której można spaść z kilkuset metrów bez uszczerbku na zdrowiu. Kevin udzielił Jonathanowi Ironsowi zarówno swojej twarzy, jak i głosu i – co by tu dużo pisać – wypadł niesamowicie. Naszemu głównemu bohaterowi głosu udzielił Troy Baker, znany bardzo dobrze wszystkim graczom. Standardem w kolejnych odsłonach "Call of Duty" jest też idealnie dopasowana do tego, co dzieje się na ekranie, muzyka, niczym nieustępująca kompozycjom z poprzednich odsłon. Dziękuję również Activision, że nie zdecydowało się na polski dubbing – gra dostała polskie napisy, w których sporadycznie zdarzają się błędy, ale i tak są zadowalające.



Czy nowe "Call of Duty" spełniło pokładane w nim nadzieje? Jak najbardziej. Świetna historia, nowy silnik graficzny, bardziej dojrzałe podejście do grającego i masa świetnych pomysłów, z egzoszkieletem na czele. To bez wątpienia najlepsze "Call of Duty" od czasu "Black Opsów", choć parę rzeczy na pewno dałoby się zrobić jeszcze lepiej. Współczuję również studiu Treyarch, którego gra pojawi się prawdopodobnie za rok – trudno będzie im przebić to, czego dokonało Sledgehammer Games.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones